Co
za smutny widok, pomyślała. Podeszła bliżej leżącego na ziemi
ciała potężnie zbudowanego mężczyzny. Pnączem mori oświetliła
długie, brudnobiałe włosy, opadające na umięśnione plecy.
Cienie tańczyły na reszcie ciała, z którego szaty opadły
całkowicie, odsłaniając ubrudzoną nagość z nakreślonymi na
niej wytartymi, granatowymi symbolami.
x X x
– Mało
brakowało, Sanninie. Kilka chwil dłużej i twoje istnienie
zostałoby wymazane. – mimowolnie zachichotała z żartu.
Dotknęła
jego skóry. Zaszumiała woda, uniosła się nad nieruchomym
mężczyzną i potężnie w niego uderzyła. Czarna fala spłynęła,
zostawiając czyste ciało. Dziewczyna pochyliła się, wytarła
białowłosego i kilkoma szybkimi ruchami nakreśliła granatowe
znaki. Gdy już leżał ubrany w białe szaty, umyty i przeniesiony z
dala od gęstej mazi, dziewczyna odetchnęła. Usiadła koło niego,
zamknęła oczy i wsłuchała się w jego płytki oddech. Teraz
pozostało tylko oczekiwanie.
x X x
Obudziła
go suchość w gardle i poczucie, że zbyt długo spał. Otworzył
oczy i napotkał pierwszy problem. Jego ciało nie chciało się
poruszyć. Nie było związane, ani unieruchomione, ale odrętwiałe.
Jednak to nie odrętwienie było przyczyną jego niemożności ruchu.
Czuł się tak, jakby jego ciało nie wiedziało czego od niego żąda
umysł. To tak, jakby tłumaczyć dziecku, które płynie z tobą
łodzią, że most, oddalony o kilkadziesiąt metrów jest tak
naprawdę wielki i łódź bez problemu pod nim przepłynie. Dzieciak
płacze, bo widzi mały mostek do którego się zbliżacie, a ty nie
jesteś w stanie mu wytłumaczyć, że tak działa perspektywa.
Tak
właśnie uważało ciało Jiraiyi. Nie dowierzało umysłowi, który
mówił, że powinien się poruszyć. Niczym małe, nieznające
świata dziecko, nie potrafiło zaufać i uwierzyć. Jiraiya charknął
i, o dziwo, ciało charknęło. Dlaczego więc miał problem z
poruszaniem?
– Jak
się czujesz, Sanninie? – usłyszał gdzieś z boku dziewczęcy
głos. Spróbował przekręcić głowę, by ujrzeć rozmówcę.
Bezskutecznie.
– Freia?
– Tak,
to ja.
– Czy
jesteśmy w tej grocie do której szliśmy?
– Tak.
Pamiętasz coś?
Jiraiya
zastanowił się. Pamiętał uczucie wszechmocy i nienawiści do
ludzi. Pamiętał euforię i podniecenie. Oraz ogromne obrzydzenie,
które wypełniało go w całości, obrzydzenie dominujące wszystkie
zmysły.
Wrzasnął,
napinając gwałtownie mięśnie i z trudem sięgając dłońmi do
twarzy. Emocje powróciły falą, zbyt silne, by mogły pochodzić ze
snu. Jego ciało krzyczało, jakby tryumfująco przypominało
umysłowi, że się mylił. Poczuł metaliczny zapach krwi, a potem
jego ciało znowu zostało unieruchomione. Freia oplotła go sporą
ilością wody. Dyszał ciężko jakby stoczył wyczerpującą,
kilkugodzinną walkę. Dziewczyna nie zwalniała uścisku.
– Ja…
– odezwał się po chwili – czułem obrzydzenie do mojego ciała.
I nienawiść do ludzkości. Byłem wszechpotężny. Byłem, Freio?
To były moje uczucia? Co się dzieje ze mną i z moim ciałem? Co to
były za wspomnienia? Och… i czemu nie pamiętam żadnych obrazów?
Zamilkł
i zlizał stróżkę krwi, cieknącą mu po policzku. Zapatrzył się
w brązowowłosą dziewczynę, która westchnęła i wycofała wodę
wiążącą jego ciało.
– Te
uczucia były twoje Sanninie. Zostały wyciągnięte przez Substancję
Życia z twojego wnętrza.
Jiraiya
otworzył usta, jednak Freia powstrzymała go ruchem dłoni.
– Pozwól
mi dokończyć i zachowaj swoje pytania i pretensje na później.
Białowłosy
posłusznie milczał. Freia kontynuowała.
– Substancja
Życia to ta gęsta maź, w którą wpadłeś zaraz po przybyciu do
tej groty. Musisz wiedzieć, że jest ona źródłem naszej chakry.
Substancja Życia krąży w skale, w której wydrążony jest dom
mojego ludu. Korzystamy z jej energii i z niej czerpiemy moc.
Substancja znajduje się w wodzie, która wypływa z podziemnego
źródła w skale. Ta woda różni się od tej zwyczajnej. Gdy byłeś
przetrzymywany – „więziony”, mruknął Jiraiya. – odwiedzały
cię kobiety. Pamiętasz? Nie byłeś w stanie ich pokonać, mimo iż
nie zapieczętowaliśmy twojej chakry. Zapewne wydawało ci się, że
one są na zupełnie innym poziomie mocy, niż ty. W pewnym sensie
miałeś rację. Natura naszej chakry jest zdominowana przez
Substancję Życia. Nie jesteśmy w stanie kontrolować żadnego z
pięciu żywiołów. Jedynie tą szczególną odmianę wody. Jest to
niewątpliwe ograniczenie, jednak umożliwia nam używanie technik
niedostępnych dla użytkowników podstawowych żywiołów. To, co
przeżyłeś kilka dni temu – tutaj Jiraiya zachłysnął
się powietrzem. – było dobrym przykładem możliwości naszej
mocy.
– Kilka
dni temu – wyksztusił wreszcie.
– Maź
odstąpiła od twojego ciała od razu, gdy straciłeś przytomność.
Budziłeś się kilka razy, napinałeś mięśnie od niemal
granic wytrzymałości, jednak nie ruszałeś się. Twój umysł i
ciało wciąż czuły ślady ingerencji Substancji Życia. Umysł
próbował przypomnieć twojemu ciału, że jesteś człowiekiem.
Jednak, jak widzisz, to nie takie proste. Nadal nie możesz się
ruszać.
Zamilkła,
dając białowłosemu czas na przemyślenie. Leżał nieruchomo,
wpatrując się w skalny pułap. Niełatwo było mu przyswoić wizję
o nieludzko silnych wojownikach zależnych od jakiejś glutowatej
mazi. Szczególnie po przekonaniu się na własnej skórze o
potężnych, a zarazem destrukcyjnych właściwościach owej
substancji.
– Jak
wy egzystujecie razem? Przecież ta maź niemal mnie pochłonęła! –
obruszył się, ale jedno zerknięcie na Freię wystarczyło mu za
odpowiedź.
Dla
nich to nie była maź, ale święta substancja, miejsce
zamieszkania, źródło mocy. Był ciekaw, ilu członkom plemienia
Ludu Wody udaje się opanować techniki tej magii. Jednak postanowił
zapytać o to przy innej okazji. Przerażały go domysły, ile ofiar
musi pochłaniać taki trening.
– Dość
już wiesz – Freia znowu zamieniła się w oschłą, zimną
dziewczynę. Zniknęło wszelkie współczucie i smutny wyraz twarzy,
gdy wspominała o Substancji. Na jej twarzy zatańczył cień.
Dopiero teraz Jiraiya zauważył, że jedynym źródłem światła
było poskręcane pnącze, które dziewczyna trzymała w dłoni.
Dalej rozciągały się mroki groty.
– Tak
naprawdę to, co chciałam ci pokazać to nie Substancja Życia.
Jednak niezbędne było, byś sobie z nią poradził. W tej
jaskini znajduje się obiekt, który może cię zainteresować.
Możesz już wstać?
Mógł.
Ciało wciąż było odrętwiałe, a przy każdym jego ruchu jego
mięśnie przeszywały długie igły bólu, ale odzyskał kontrolę
ruchu.
Wstał,
gotowy do drogi, i popatrzył wyczekująco na Freię. Ta jednak
tkwiła w miejscu. Podążył za jej wzrokiem. Stali tuż pod
kilkumetrowym, kamiennym obeliskiem. Z początku Jiraiya nie wiedział
na co patrzy. Z trudem rozpoznał sylwetkę ludzką smaganą słabym
światłem, które dawało pnącze. Freia wyraźnie czekała na jego
ruch, więc wziął od niej tajemnicze, poskręcane gałązki i
podszedł bliżej do posągu. Oświetlił go dokładniej. I zamarł.
Krzywa
szczęka, nieforemna twarz, nienaturalny grymas i niepoprawne
proporcje. Nie zauważył tego wszystkiego. Wpatrywał się w napis
wypalony u dołu posągu.
– To
pismo… – głos mu zadrżał. – To pismo należy do...
– Wężowego
mędrca. – potwierdziła Freia.
Jiraiya
nieobecnie wpatrywał się w niestarannie wypalone litery. Dziewczyna
nie dała mu otrząsnąć się z szoku.
– Dlatego
właśnie zdecydowałam się dać ci kredyt zaufania. Ta wiadomość
jest skierowana do ciebie. Wężowy mędrzec uważał, że jako
jedyny masz zdolności, by dostać się do naszego źródła.
Białowłosy
nadal wpatrywał się w litery.
– Sanninie?
– Freia zwróciła mu uwagę, Ten zamrugał i spojrzał na nią
zamglonym wzrokiem.
– Dlaczego
– wychrypiał – Orochimaru tutaj był?
Freia
otworzyła usta, jednak przerwał jej.
– To
znowu jego pułapka, prawda? Zaplanował to wszystko by mnie
zniszczyć. Chce żebym utknął tu na zawsze i nie chce bym go
śledził. Prawda?! – krzyknął, patrząc wściekle na
Freię – Czy to prawda, dziewczyno?!
Drżał
cały, jego oczy pokryły się mgłą, nieprzerwanie kiwał głową w
przód i tył, jakby coś potwierdzał. Brązowowłosa przypatrywała
mu się ze spokojem. Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
– Walcz
ze mną, sługo Orochimaru. – zaślinił się z wysiłku, ledwo
wypowiadał słowa. – Walcz ze mną!
Zrobił
krok w jej kierunku, potem drugi. Ona patrzyła. Przy trzecim kroku
ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Jak kłoda zwalił się na
podłogę.
– Zesłałeś
na mnie ten koszmar. – wybełkotał. Nie widział już Frei, nie
widział ciemnego posągu, ani słów na nim wyrytych. Teraz liczył
się tylko o n. Wypełniał jego myśli w towarzystwie czystej
nienawiści. – Orochimaru, a niech cię. Czemu moje ciało nie
słucha rozkazów?
Ciemnooka
dziewczyna patrzyła obojętnie na mężczyznę targanego
konwulsjami. Czekała cierpliwie aż uspokoi się i straci
przytomność. W jej oczach błysnęła biel, a postawa nie była już
taka delikatna i kobieca. Emanowała od niej potęga i dzika siła.
Uniosła ogromne ciało młodego mężczyzny i skierowała się ku
bulgoczącej teraz mazi. Substancja Życia usłyszała wycie mocy
królowej i czekała na rozkazy. Uniosła dłoń, z której wypłynęła
nić błękitnej wody. Cienki strumień dotknął wzburzonej
powierzchni, a potem wystrzelił ku sklepieniu groty. Maź podążyła
za nim tworząc monumentalną kolumnę, łączącą górę z dołem.
Dziewczyna weszła do niej i, wraz z nieprzytomnym mężczyzną,
opuściła kamienną komnatę.
x X x
cdn.
Zaraz
się pogubię w ilości nowych wydarzeń, więc chyba czas przestać
wprowadzać coraz to nowe tajemnice, a zacząć rozwiązywać te,
które się namnożyły. No, ale Sanninslife zaczyna mi się układać
w głowie w całość... Nieźle.
Nikano
PS:
Zauważyłam, że Jiraiya już tyle razy tracił przytomność w moim
opowiadaniu, że wkrótce będzie więcej spania niż akcji XD Takie
tam zaśnięcie w środku walki (good idea, chyba to wykorzystam :P)
Powiem prosto: fajnie :D
OdpowiedzUsuńPani od WOK' uśmiałaby się, co nie? W życiu nie pomyślałbym, by wykorzystać jej słowa, lecz... inwencja twórcza pozwala na wszystko.
Wreszcie coś można zrozumieć z tej kanonady informacyjnych wrażeń pana "Dżirajii".
Byle tak dalej.
Z pozdrowieniami z wakacyjnych wypraw twórczych,
Kolega
Na początku napisałam o dziecku i samolocie... Po czym zorientowałam się, że w uniwersum Naruto dziecko nie widziało nigdy samolotu ;P A potem jakoś przypomniał mi się ten wiersz z lekcji WOKu.
UsuńPS: Ja też się ładuję twórczo - muszę powiedzieć, że zupełnie inaczej się myśli gdzieś-nie-w-domu ;) Pozdrowienia, udanych wakacji!