niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział pierwszy cz3

Przekroczyli jeszcze kilka podobnych ,,drzwi", które, jak określił Jiraiya, rozmieszczone były w zupełnie przypadkowych fragmentach ciasnych, krętych korytarzy. Plan ucieczki przedstawiał się nieciekawie. Białowłosy był pewien, że nawet jeśli udałoby mu się otworzyć kamiennie przejścia, to na nic by mu się to nie zdało. Zgubiłby się od razu. Architekt, który projektował ten labirynt musiał być albo wielkim geniuszem albo jeszcze większym pijakiem. Zastanawiał się, jak Dio znajduje drogę bez mapy i żadnych oznaczeń na ścianach. Dla Jiraiyi każdy korytarz wyglądał tak samo.
Po kilku minutach weszli do niewielkiej groty, oświetlonej pulsującym światłem tych dziwacznych, niebieskawych roślin. W powietrzu unosiła się gorąca para, a przy ścianach rozwieszone były długie białe szaty i zwiewne prześcieradła. Klęczały przy nich dwie kobiety, zajęte malowaniem granatowych wzorów na tkaninie. Jiraiya westchnął. Nie były one takie same jak te, które odwiedzały go podczas uwięzienia i wmuszały w niego jedzenie. Tamte wyglądały do złudzenia podobnie, wydawały się być wyprute z wszelakich uczuć i miały takie same smaki chakry. A te, które teraz stały przed nim, miały różne kształty twarzy, ich skóra wyglądała na miękką, a na czole zbierały się maleńkie kropelki potu. Dobrze było się wiedzieć, że gdzieś w tych podziemiach żyją ludzkie istoty.
Zauważył, że jego przewodnik zaczyna się rozbierać. Ich szaty zdążyły już namięknąć wilgotnym powietrzem i lepiły się do pocących się. Jiraiya poszedł w jego ślady; począł zrzucać z siebie kolejne warstwy materiału, czując ogarniające go ciepło. Niemal całkowicie nagi wolno rozplątywał swoje długie, teraz brudnobiałe włosy i przyglądał się ukradkiem kobietom. Nie zwracały na nich uwagi: były skupione na malowaniu prostych wzorów na płótnach.
Dio wpatrywał się w Jiraiyę wyczekująco, opierając dłoń na jednej ze ścian. Był całkowicie nagi.
– Gotowy?
Białowłosy zerknął ponownie na kobiety. Najwyraźniej nie przeszkadzała im nagość; nadal były zajęte ubraniami i gęstą, granatową substancją. Zdjął szybko przepaskę i wyzywająco spojrzał na blondyna. Ten obdarzył go przelotnym spojrzeniem, a potem zmrużył oczy i kolejny raz tego dnia tchnął energię w ścianę. Tym razem kamienie obsunęły się tylko częściowo, tworząc niewielkie przejście, z którego buchała parząca para.
Jiraiya nie miał czasu na zdziwienie. Bez ostrzeżenia chwyciła go potężna struga wody i, oplatając ciasno, wepchnęła do ciasnego pomieszczenia. Zajęło mu chwilę zorientowanie się w sytuacji. Czuł, że jego ciało znajduje się w stanie podobnym do nieważkości - jakby nic go nie przyciągało ani do kierunku, który określił jako "górę", ani przeciwnemu jej "dołowi". Jiraiya powoli otworzył oczy. Po czym zamknął je i otworzył ponownie. Skrzywił się. Spróbował poruszyć ręką. Niemal natychmiast natrafił na chropowatą nawierzchnię. Jako iż z racji ciemności ciężko było stwierdzić gdzie się znajduje, to postanowił rozwalić to(czymkolwiek to było) jak najdotkliwiej. Skupił chakrę w prawej dłoni i uderzył. Poczuł ból, jednak jego dłoń nie została pocięta na kawałki pokruszonymi kamieniami. Chropowata ściana pozostała nieruszona.
Zrozumiał. W chwili, gdy znalazł się w tym ciasnym pomieszczeniu, jego ciało otoczyła cienka bariera. Nie dała mu skrzywdzić swojego ciała o kamienie, ani nie dopuszczała do niego niemal żadnych bodźców zewnętrznych.
Czekał. Jak przewidywał, bariera zaczęła powoli znikać. Jednak miast powietrza, dopuszczała do jego skóry miękką wodę. Po chwili woda była niemal wszędzie: masowała, drapała i biczowała jego ciało. Parzyła skórę, niemal ją raniła, a on głęboko dyszał powietrzem, które wypełniało bąbel bariery wokół jego nosa i ust.
Nagle było już po wszystkim. Smaganie wodnymi biczami ustało, woda wycofała się. Nim się zorientował, uderzył mocno o twardą ziemię. Pomieszczenie dosłownie wypluło go ze swoich kamiennych szczęk. Zakrztusił się ostrym, chłodnym powietrzem, które zaatakowało brutalnie jego płuca. Posadzka przeszywała zimnem jego rozgrzaną, zaczerwienioną skórę, a jego rozluźnione mięśnie były zupełnie nieprzydatne. Charknął i, gdy tylko udało mu się złapać oddech, zaklął, mrużąc oczy.
Otworzył je w samą porę , by zobaczyć jak ze ściany obok wypadł równie poturbowany Dio. Nawet nie skrzywił się, gdy posadzka przywitała go ozięble. Jiraiya zaklął ponownie i wstał chwiejąc się lekko. Rozejrzał się za ręcznikiem i napotkał wzrok dwóch kobiet, przypatrujących się mu oceniająco. Mimowolnie zaczerwienił się. Podeszły do niego i bez słowa zaczęły go owijać białą tkaniną. Oblał się rumieńcem ponownie, gdy poczuł jak szczelnie i dokładnie to robią.
Gdy kobiety zajmowały się jego cherlawym towarzyszem, Jiraiya miał okazję dokładniej przyjrzeć się tej trójce. Każde z nich różniło się zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, ale było w nich coś podobnego. Byli bezwstydni wobec ludzkiego ciała, traktowali je przedmiotowo. Jednak, jak zauważył, dla nich materia zdawała się być tworem świętym i znali ją bardzo dobrze.
W najdrobniejszym szczególe.
Dio skinął na niego dłonią, kończąc rozmyślenia. To, co miało go teraz spotkać wymagało przejrzystego i skupionego umysłu.
Przynajmniej tak mu się wydawało.

x X x
cdn.

Witajcie w tą piękną niedzielę, zaraz przed ostatnimi dniami ciężkiego uczenia się. Później laba! Rozdział drugi będzie nieco krótszy i już został napisany oraz przepisany na komputer, jednak opublikuję go zaraz po moim powrocie z majówki. Do zobaczenia za trochę ponad dwa tygodnie!
Nikano