Przekroczyli
jeszcze kilka podobnych ,,drzwi", które, jak określił
Jiraiya, rozmieszczone były w zupełnie przypadkowych fragmentach
ciasnych, krętych korytarzy. Plan ucieczki przedstawiał się
nieciekawie. Białowłosy był pewien, że nawet jeśli udałoby mu
się otworzyć kamiennie przejścia, to na nic by mu się to nie
zdało. Zgubiłby się od razu. Architekt, który projektował ten
labirynt musiał być albo wielkim geniuszem albo jeszcze większym
pijakiem. Zastanawiał się, jak Dio znajduje drogę bez mapy i
żadnych oznaczeń na ścianach. Dla Jiraiyi każdy korytarz wyglądał
tak samo.
Po
kilku minutach weszli do niewielkiej groty, oświetlonej pulsującym
światłem tych dziwacznych, niebieskawych roślin. W powietrzu
unosiła się gorąca para, a przy ścianach rozwieszone były długie
białe szaty i zwiewne prześcieradła. Klęczały przy nich dwie
kobiety, zajęte malowaniem granatowych wzorów na tkaninie. Jiraiya
westchnął. Nie były one takie same jak te, które odwiedzały go
podczas uwięzienia i wmuszały w niego jedzenie. Tamte wyglądały
do złudzenia podobnie, wydawały się być wyprute z wszelakich
uczuć i miały takie same smaki chakry. A te, które teraz stały
przed nim, miały różne kształty twarzy, ich skóra wyglądała na
miękką, a na czole zbierały się maleńkie kropelki potu. Dobrze
było się wiedzieć, że gdzieś w tych podziemiach żyją ludzkie
istoty.
Zauważył,
że jego przewodnik zaczyna się rozbierać. Ich szaty zdążyły już
namięknąć wilgotnym powietrzem i lepiły się do pocących się.
Jiraiya poszedł w jego ślady; począł zrzucać z siebie kolejne
warstwy materiału, czując ogarniające go ciepło. Niemal
całkowicie nagi wolno rozplątywał swoje długie, teraz brudnobiałe
włosy i przyglądał się ukradkiem kobietom. Nie zwracały na nich
uwagi: były skupione na malowaniu prostych wzorów na płótnach.
Dio
wpatrywał się w Jiraiyę wyczekująco, opierając dłoń na jednej
ze ścian. Był całkowicie nagi.
– Gotowy?
Białowłosy
zerknął ponownie na kobiety. Najwyraźniej nie przeszkadzała im
nagość; nadal były zajęte ubraniami i gęstą, granatową
substancją. Zdjął szybko przepaskę i wyzywająco spojrzał na
blondyna. Ten obdarzył go przelotnym spojrzeniem, a potem zmrużył
oczy i kolejny raz tego dnia tchnął energię w ścianę. Tym razem
kamienie obsunęły się tylko częściowo, tworząc niewielkie
przejście, z którego buchała parząca para.
Jiraiya
nie miał czasu na zdziwienie. Bez ostrzeżenia chwyciła go potężna
struga wody i, oplatając ciasno, wepchnęła do ciasnego
pomieszczenia. Zajęło mu chwilę zorientowanie się w sytuacji.
Czuł, że jego ciało znajduje się w stanie podobnym do nieważkości
- jakby nic go nie przyciągało ani do kierunku, który określił
jako "górę", ani przeciwnemu jej "dołowi".
Jiraiya powoli otworzył oczy. Po czym zamknął je i otworzył
ponownie. Skrzywił się. Spróbował poruszyć ręką. Niemal
natychmiast natrafił na chropowatą nawierzchnię. Jako iż z racji
ciemności ciężko było stwierdzić gdzie się znajduje, to
postanowił rozwalić to(czymkolwiek to było) jak najdotkliwiej.
Skupił chakrę w prawej dłoni i uderzył. Poczuł ból, jednak jego
dłoń nie została pocięta na kawałki pokruszonymi kamieniami.
Chropowata ściana pozostała nieruszona.
Zrozumiał.
W chwili, gdy znalazł się w tym ciasnym pomieszczeniu, jego ciało
otoczyła cienka bariera. Nie dała mu skrzywdzić swojego ciała o
kamienie, ani nie dopuszczała do niego niemal żadnych bodźców
zewnętrznych.
Czekał.
Jak przewidywał, bariera zaczęła powoli znikać. Jednak miast
powietrza, dopuszczała do jego skóry miękką wodę. Po chwili woda
była niemal wszędzie: masowała, drapała i biczowała jego ciało.
Parzyła skórę, niemal ją raniła, a on głęboko dyszał
powietrzem, które wypełniało bąbel bariery wokół jego nosa i
ust.
Nagle
było już po wszystkim. Smaganie wodnymi biczami ustało, woda
wycofała się. Nim się zorientował, uderzył mocno o twardą
ziemię. Pomieszczenie dosłownie wypluło go ze swoich kamiennych
szczęk. Zakrztusił się ostrym, chłodnym powietrzem, które
zaatakowało brutalnie jego płuca. Posadzka przeszywała zimnem jego
rozgrzaną, zaczerwienioną skórę, a jego rozluźnione mięśnie
były zupełnie nieprzydatne. Charknął i, gdy tylko udało mu się
złapać oddech, zaklął, mrużąc oczy.
Otworzył
je w samą porę , by zobaczyć jak ze ściany obok wypadł równie
poturbowany Dio. Nawet nie skrzywił się, gdy posadzka przywitała
go ozięble. Jiraiya zaklął ponownie i wstał chwiejąc się lekko.
Rozejrzał się za ręcznikiem i napotkał wzrok dwóch kobiet,
przypatrujących się mu oceniająco. Mimowolnie zaczerwienił się.
Podeszły do niego i bez słowa zaczęły go owijać białą tkaniną.
Oblał się rumieńcem ponownie, gdy poczuł jak szczelnie i
dokładnie to robią.
Gdy
kobiety zajmowały się jego cherlawym towarzyszem, Jiraiya miał
okazję dokładniej przyjrzeć się tej trójce. Każde z nich
różniło się zarówno wyglądem, jak i zachowaniem, ale było w
nich coś podobnego. Byli bezwstydni wobec ludzkiego ciała,
traktowali je przedmiotowo. Jednak, jak zauważył, dla nich materia
zdawała się być tworem świętym i znali ją bardzo dobrze.
W
najdrobniejszym szczególe.
Dio
skinął na niego dłonią, kończąc rozmyślenia. To, co miało go
teraz spotkać wymagało przejrzystego i skupionego umysłu.
Przynajmniej
tak mu się wydawało.
x X x
cdn.
Witajcie
w tą piękną niedzielę, zaraz przed ostatnimi dniami ciężkiego
uczenia się. Później laba! Rozdział drugi będzie nieco krótszy
i już został napisany oraz przepisany na komputer, jednak
opublikuję go zaraz po moim powrocie z majówki. Do zobaczenia za
trochę ponad dwa tygodnie!
Nikano