Z ciemności korytarzy
smaganych słabym światłem pnącz mori wyszedł w drugą ciemność.
Jednak ta była inna, nie klaustrofobiczna. Była ciemnością
naturalną, nie nachalną, przyjemnie ciemną.
Obok niego stanął
Jaki. Uśmiechał się. Miał wyprostowane ciało, a twarz zwróconą
ku górze, ku niebu. Jiraiya spojrzał na siebie. Jego masywne ciało
również się nie garbiło. Nie potrafiło. Za to jego umysł był
blisko ziemi, wykrzywiony w ukłonie. Uniósł twarz ku cienkiej
tarczy księżyca.
Przypomniał sobie
noce, które spędził w samotności podczas wędrówki donikąd. To
samo niebo towarzyszyło mu podczas pijackich nocy z Tsunade. Podczas
dziwacznych, niezrozumiałych mu wypraw z Orochimaru po pobliskich
moczarach. Trening nocny z mistrzem Sarutobim. Randka z kobietą,
której imienia nie potrafił sobie przypomnieć. Wspomnienie, gdy
Minato wraz z Kushiną stali u progu jego drzwi i przekazali mu
wieści o ich związku.
– Niebo –
wyszeptał – Nareszcie niebo.
Jaki położył mu
dłoń na ramieniu.
– Chodź. Pokażę
ci dobre miejsce, skąd można patrzeć na okolicę.
Jiraiya dał się
poprowadzić, cały czas oniemiały nadmiarem bodźców. Pamiętał
noc, pamiętał niebo. A teraz wreszcie je zobaczył. Był
szczęśliwy, był wolny, nareszcie żył. Jego serce biło mocno,
gwiazdy tańczyły na jego powitanie, a chmury białe od księżycowego
światła wołały o dołączenie w miękkim śnie.
– Nie chcę wracać.
– wyrwało mu się. Jaki zatrzymał się. Spojrzał na niego. A
Sannin kontynuował. Mówił szybko, by mu nie przerwano. – Te
ciasne korytarze, wszędzie półmrok, stłumione światło pnącz
mori, wasze jasne oczy i włosy, niski sufit, małe pomieszczenia...
Jak wy możecie tak żyć? Co was tam trzyma? To, że Substancja
Życia daje wam moc?
Zamilkł, skrzywił
się i spojrzał na księżyc. Po chwili Jaki mu odpowiedział.
– Odpowiem ci,
Sanninie, jeśli naprawdę tego chcesz. Bo widzę, że nie uciekniesz
od nas. Te słowa pełne goryczy, które płyną z twoich ust...
Wiem, że tęsknisz za wędrówką i wolnością. Ech...Chociaż
nadal nie mam pojęcia jak ci się uda nam pomóc.
Pociągnął za rękaw
wyższego mężczyznę.
– Chodź
Pobiegli. Jiraiya
śledził drogę. Nie kluczyli wśród drzew, biegli centralnie
prosto nie zważając na nic. Przyspieszyli mimowolnie, mimowolnie
radowali się swobodą ruchów, miękkim podłożem pod stopami,
przyjemną ciemnością drzew i późnej nocy.
W końcu zatrzymali
się pod stromym, dość wysokim wzniesieniem. Jaki zerknął na
Jiraiyę. W jego oczach zaświecił się przewrotny ognik. Spiął
mięśnie i począł zwinnie wskakiwać po wystających korzeniach i
odłamkach skalnych. Białowłosy nie pozostał długo w tyle.
Roześmiał się i dołączył do wyścigu na szczyt.
Dotarł na górę
przyjemnie zdyszany. Orzeźwiające nocne powietrze przyjemnie kuło
go w płucach.
– Znowu wygrałeś,
Jaki. – powiedział i podszedł do jasnowłosego chłopaka.
Znajdowali się na stromym wzniesieniu, ponad koronami najwyższych
drzew. Przed nimi rozpościerał się widok na większą część
kotliny.
Jiraiya westchnął.
– Nie miałem
pojęcia, że znajdujemy się w takim miejscu... Ależ malownicza
okolica.
Jaki skinął głową
i wyciągnął ramię przed siebie.
– A tak wygląda
nasz dom, Sanninie.
Białowłosy podążył
wzrokiem za jego palcem. W tamtym kierunku znajdowało się spore
wzniesienie, choć nie przewyższało wysokością okolicznych
wzgórz. Było obrośnięte mchem i karłowatymi krzakami. I
wyglądało nadzwyczaj... zwyczajnie. Jiraiya nie mógł uwierzyć
własnym oczom.
– To tutaj
znajdowałem się przez ostatnie... ile czasu minęło? Dwa miesiące?
– Coś koło tego. I
tak, to nasz dom. A co, spodziewałeś się czegoś bardziej
monumentalnego? – zaśmiał się blondas.
– Toż to zwykły
pagórek, nie różniący się niczym od sąsiednich pagórków! Od
wewnątrz wygląda to dużo bardziej imponująco.
– A i owszem. Pozory
mogą mylić – uśmiechnął się krzywo Jaki. – To, co znajduje
się w środku często bywa diametralnie różne od zewnętrznej
otoczki.
Jaki spojrzał na
niego i wskazał gestem niewielkie głazy, znajdujące się tuż
obok. Usiedli. Jiraiya wpatrywał się w niknącą w mroku kotlinę.
Jego wzrok tak przyzwyczaił się do patrzenia blisko, do napotykania
ścian na linii spojrzenia, że teraz jego oczy łzawiły od
dłuższego spoglądania na dalej znajdujące się obiekty.
– Zemsta – odezwał
się Jaki. Jiraiya spojrzał na niego skonfundowany. Blondyn mrużył
oczy. Jego ciało było spięte. – Przez chęć zemsty tacy się
staliśmy. Przed wiekami, nasi przodkowie byli wrażliwymi
wyrzutkami, szukających swego miejsca na ziemi. Uwierzysz, że ich
pra-, pra- i jeszcze z pięć „pra” wnuczkowie to ludzie pokroju
Yoshitaki? Albo taka mało kobieca i pozbawiona uroku Ise? –
zamilkł na chwilę. Po czym wyciągnął w jego kartkę. Jiraiya
przyjął ją z rezerwą. – Czytaj, Sanninie. Czytaj i myśl. A
później opowiem ci pełną historię Ludu Wody.
Jesteś wężem,
masz kilka oblicz
Jednak skóra twa
nie jest gadzia
Jesteś żabą,
nurzasz się w wodzie
Jednak czy ogień
nie pali śluzu?
Żyjesz w pustelni,
samotnie tworzysz historię
Nic nie jest
wieczne;
Oddajesz się
uciechom ciała
Posiadasz mądrość
Do kogo ona należy?
Cztery maski
Którą z nich
przybierzesz?
Które oblicze
ukarzesz
Kim będziesz tym
razem
Decyduj, kogo
będziesz zbawcą
Pamiętaj, czas
ucieka
Wraz z czytaniem
tekstu, w Jiraiyi coraz bardziej narastała wściekłość. Wiedział
przez kogo były napisane te słowa. Wiedział też w jakim celu. I
to właśnie doprowadzało go do białej gorączki. Kartka spłonęła
w jego dłoni. Jaki nijak nie zareagował na emocjonalny wybuch
Jiraiyi; w ogóle nie patrzył na białowłosego ninję. Oparł się
o skały i wpatrzył się w niebo. A Jiraiya przechodził w swym
wnętrzu małe piekło.
Całe jego ciało
gotowało się od wewnątrz. Sannin wstał i napiął mięśnie,
stając w stabilnej pozycji. Odchylił się do tyłu, biorąc
niesamowicie głęboki wdech. Z jego ust popłynął potężny
strumień ognia, zabarwiając ulotną białą żółcią wszechobecny
mrok. Przez momentów dwa, płomienny żar atakował okolicę
światłem i gorącem. Gdy zniknął, przyroda pozostała
niezmieniona, jakby ognia nigdy tam nie było.
Tak samo poczuł się
Jiraiya. Gniewny impuls zniknął, miękkie powietrze nocy
przeniknęło duszę, uspokajając ją. Odetchnął. Od dawna chciał
uwolnić ogień, jednak w granicach domu Ludu Wody było to zakazane.
Usiadł.
– Masz może kartkę
i pióro? – zwrócił się do Jakiego. Tamten bez słowa wyciągnął
potrzebne przedmioty z sakwy.
Jiraiya skinął w
podzięce, nie zastanawiając się skąd blondyn wiedział, że
będzie ich potrzebował. Począł stawiać pierwsze znaki,
zachwycając się pięknem harmonii czarnego tuszu na bieli kartki.
Po dwóch godzinach u jego boku piętrzył pokaźny stos papieru.
Rozprostował palce. Spojrzał na majaczące się w oddali szczyty
wzgórz. Słońce wstawało, zalewając kotlinę miękkim światłem
poranka.
Na głazie obok leżał
drzemiący Jaki. Jiraiya uśmiechnął się do siebie. Młody
mężczyzna najwyraźniej był przygotowany na szał twórczy Sannina
– owinął się w ciepłą szatę, pod głowę podłożył sakwę i
wygodnie ułożył się do snu.
Jiraiya na razie go
nie budził. Została mu jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Szybko
wykonał dobrze mu znaną sekwencję pieczęci. Przyłożył dłoń
do podłoża.
– Kuchiyose no jutsu
– mruknął cicho. W kręgu zmaterializowała się niewielka żaba.
Jej oczy skierowane były na białowłosego. Ten pokłonił się.
– Sayu,
przyjaciółko. – przywitał się. – Mam nadzieję, że nikt się
o mnie nie martwi. Wybrałem ścieżkę, którą chcę podążać.
Może w taki sposób uda mi się szybciej odnaleźć moje
przeznaczenie.
Jiraiya zacisnął
wargi i położył przed żabą większą część kartek. Nie
pierwszy raz prosił ją o przechowanie cennych zapisków.
– Nie bądź smutny,
Jira-chan. To, że wiesz co cię czeka w życiu, nie oznacza iż nie
masz nic do zrobienia.
I zdeformowała się w
pierzastym obłoczku.
– Ciekawych masz
przyjaciół – usłyszał z boku. – Jak sądziłem, jesteś tak
bardzo upierdliwy, że nawet twoi zwierzęcy ziomkowie ograniczają
się do zamienienia z tobą tylko kilku zdań.
– Dzień dobry,
Jaki. – przywitał się białowłosy, ignorując przytyk. Zgarnął
kilka pozostałych kartek papieru i spojrzał na ziewającego
towarzysza. – Widzę, że humor dopisuje ci z rana. To dobrze,
zerknij na to – wyciągnął w jego stronę papiery – i zamień
ze mną więcej niż kilka zdań, przyjacielu.
Jaki prychnął, ale
przyjął kartki. Przejrzał je pobieżnie i powrócił spojrzeniem
ku białowłosemu.
– Nudy –
skomentował.
– Noc chyba
naładowała cię opryskliwością. Przypominam, że miałeś być
poważny i opowiedzieć mi historię swego ludu. I, co ważniejsze,
historię tego tekstu, napisanego przez Orochimaru.
– Ach, tym tekstem
się nie przejmuj – zaśmiał się blondas. – Przecież to jawna
drwina w twoim kierunku. I jednocześnie gorące wyznanie, które
czuje do ciebie twój przyjaciel.
Jiraiya w jednej
chwili znalazł się przy nim, w furii próbując zacisnąć dłonie
na jego gardle. Jednak Jaki wymknął się, mając o wiele
zwinniejsze i drobniejsze ciało. Wskoczył na niewielkie karłowate
drzewko i w ciągu kilku sekund rozciągnął na okolicę siatkę
cienkich nici wody.
– Nie bądź taki w
gorącej wodzie kąpany, p r z y j a c i e l u – pokazał mu język.
– Jaki – wycedził
Jiraiya – jest granica twojej opryskliwości, którą mogę znieść.
Właśnie ją przekroczyłeś.
Blondas zatańczył
wśród liści. Lekko poruszał się po gałęziach, popisując się
akrobacjami przez kilka minut. Jiraiya poważnie zastanawiał się
nad zużyciem większości chakry na potężne trzęsienie ziemi,
które rzuciłoby irytującym chłystkiem o ziemię.
Jaki zatrzymał się.
– Gimnastykę
poranną uważam za zakończoną. Jednak miałem nadzieję, że do
mnie dołączysz. Chociaż... – zastanowił się chwilę – I tym
razem nie miałbyś szans na wygraną.
Wyszczerzył się do
Jiraiyi, a potem zszedł z drzewa i stanął naprzeciw niego.
– Czas wracać,
Sanninie. Dobrze się bawiłem, ale nasze zniknięcie może zostać
wkrótce zauważone.
Przeszedł kilka
kroków i zeskoczył w dół przepaści. Jiraiya westchnął.
Wiedział, że nie ma szans, by blondasowi przypadkiem nieudała się
ta sztuczka. I miał rację. Gdy tylko stanął na ściółce pod
wzgórzem, na którym spędzili noc, zastał Jakiego robiącego
samolociki z białych kartek.
– Doprawdy nie
potrafię zrozumieć twoich zmian nastroju. Wracajmy już, chciałbym
podzielić się moimi przemyśleniami z Asuną.
Tym razem Jaki nie
miał zastrzeżeń. Pobiegli. Przyroda w lesie budziła się do życia
po długiej nocy. Jiraiya cieszył się ostatnimi chwilami na świeżym
powietrzu. Już niedługo miał ponownie wkroczyć w ciasne,
klaustrofobiczne korytarze i mieszkać w pokoju o niskim stropie.
Wzdrygnął się na samą myśl o tym.
Po kilkunastu minutach
szybkiego biegu, drzewa przerzedziły się i zza nich wyłoniła się
ściana porośnięta mchem i drzewami karłowatymi. I właśnie tam,
pod ową ścianą czekała ich niespodzianka.
Asuna, Ise, Yoshitaka
i Ukyo stali w luźnej grupie, beztrosko konwersując i śmiejąc
się. Jiraiya zerknął na Jakiego. Był niemniej zaskoczony od
niego.
Asuna zauważył ich i
pomachał. Reszta również zwróciła się w ich kierunku,
przerywając rozmowę. Na pierwszy rzut oka byli przyjaźnie
nastawieni, mimo to Jaki wydawał się być bardzo poruszony ich
spotkaniem. W końcu ich wycieczka poza teren domu nie była
zaakceptowana przez Panią i ogólnie była tajemnicą.
Pełni wątpliwości,
zbliżyli się do grupy treningowej.
– Dzień dobry,
Sanninie, dzień dobry Jaki – uśmiechnął się do nich Asuna. –
Jak nastroje po nocy? Jesteście gotowi do drogi?
x X x
cdn.
Wesołych świat wam życzę, pewnie nie będę miała szans złożyć wam życzeń przed Wigilią, drodzy Czytelnicy.
Ostatnio przeczytałam artykuł o bizarro - jakże interesującym gantunku, który staje się coraz bardziej popularny na świecie i polega na pomieszaniu horroru, grosteski i czarnego humoru. Wielce mnie on zaciekawił. Zastanawiam się czy jeszcze bardziej nie pokomplikować Sanninslife i nie wstawić tam bardziej surrealistycznych motywów, trochę właśnie jak w bizarro (Chociaż nie czytałam żadnej książki tego gatunku. Może ktoś mi coś poleci, bo czytał?). Ale w jakiej formie się to objawi i czy w ogóle, jest na razie tajemnicą (zarówno dla mnie jak i dla Was).
Cóż, nie zamierzałam tak szybko wyprawić Jiraiyi i jego drużyny w podróż, ale w sumie dobrze, że tak się stało. Będę mogła przybliżyć wam postacie Ise, Yoshitaki, Ukyo i tego cholernego Asuny, którego ciężko mi rozgryźć i określić jaką osobą jest wewnątrz. Tyle rzeczy mnie czeka do przemyślenia.
Do zobaczenia i udanej imprezy noworocznej (i oby wasze nadzieje związane z rokiem 2014 nie okazały się płonne).
Nikano
Mógłbym wytknąć parę błędów stylistycznych lub interpunkcyjnych, źle postawione kropki, ale chyba nie mam na to teraz ochoty ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe i coraz bardziej tajemniczo się zapowiada. – Cóż w Twojej głowie siedzi? Nikt nie wie, oprócz Ciebie i Innego, jednakże dziwnie, zawile, jest poprowadzona historia, lecz to autor ją przedstawia – czytelnik może jedynie wyrazić aprobatę albo odrzucić.
PS. "Bizarro" – zaciekawiłaś mnie tym wyrazem. Doktor Google musi pomóc ;)
Z pozdrowieniami i życzeniami miłych Świąt oraz Nowego Roku, a też nadzieją na kolejna części
Znajomy.
Bizarro jest z owej jakże tajemniczej gazety, którą wszyscy chcą przeczytać. Mnie już trochę wymęczyła ilość dziwnych i jednocześnie fascynujących w niej rzeczy, więc odkładam dalszą część lektury na jakiś czas. Mimo to polecam ;) O ile pamiętam, jesteś w kolejce po Grzesiu :D
UsuńWłaśnie, co dalej?? Bo na razie się wszystko zatamowało ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z utęsknieniem,
Znajomy